- HERMIONA?- krzyczy. W oczach zebrały mi się łzy. A poczucie winny wstrzymuje mi oddech.
Odsuwam się od Teodora o dwa kroki. Jestem oblana rumieńcem i wstyd mi za śmiałość. Teodor nie wygląda na spiętego, ani zaskoczonego. Ma minę jakby nic się właśnie nie stało. Czy naprawdę tak uważa?
- Potter. Weasley.- stwierdza obojętnym tonem. Patrzy na mnie i uśmiecha się niepewnie.- Do zobaczenia, Hermiono.- całuje moją rękę. Jestem jeszcze bardziej czerwona. Odwraca się tyłem i luźnym krokiem podąża na trening. Stoję plecami do chłopców. Nie mam odwagi się odwrócić.To śmieszne. Jeszcze minutę temu byłam pewna, że nic nie może zepsuć tej chwili. Był zbyt piękny dzień. Widocznie nie wystarczyło piękna również i na tą chwilę. Oboje milczą, zbieram całą odwagę jaką posiadam by się odwrócić. Ron ma zaciśniętą szczękę i ręce. Jest cały czerwony, aż po cebulki włosów. Dostrzegam błysk w jego oku, odwraca się i szybkim krokiem ucieka. Poczucie winny kłuje sumienie.
- Czy Ron...?- pytam Harry'ego. Kiwa głową. Widzę po nim, że ta żenująca scena nie zrobiła na nim wrażenia.
-... nadal coś do ciebie czuje.- kiwa smutno głową.
- Oh, Harry!- łapię się za głowę. Ron jest tylko przyjacielem!- On sam mówił, że możemy być TYLKO przyjaciółmi- akcentuję przedostatni wyraz. Dłonią przeczesuję rozczochrane włosy.
- Nawet jeśli, to nie jest przyjemne uczucie gdy widzisz swoją byłą dziewczynę obściskującą się z jakimś ślizgonem.- uśmiecha się smutno. Rozumiem do czego nawiazuje. Widział Ginny z Zabinim. Pewnie uważa to za coś poważniejszego. Czy to napewno jest coś poważnego? Może to tylko punkt widzenia Harry'ego?
- To nic poważnego, Harry, Teodora znam lepiej dopiero...- dopiero dwa dni, dokończyłam w myślach. Jeszcze nikogo nie chciałam pocałować po tak krótkim czasie. Nikogo nie całowałam.
-... od jakiegoś czasu.
- Rozumiem, Hermiono. Może pójdziemy poszukać Rona? Jemu bardziej przyda się rozmowa o... ty.
Kiwam głową i idziemy do Pokoju Wspólnego. Nie ma go ani na kanapie ani w dorminotrium.
Przeszukaliśmy cały zamek, bezskutecznie. Prawie cały, oprócz Pokoju Życzeń. Nie wiem czy Harry zdawał sobie z tego sprawę. Wolałam jednak nic mu o tym nie wspominać. Odwlekam to najdłużej jak tylko mogę.
- Wróćmy może lepiej do Pokoju Wspólnego.- proponuję, a Harry wzrusza ramionami. Gdy tylko przechodzę przez portret Grubej Damy zauważam rudowłosą czuprynę. Nie, nie Rona, tylko Ginny. Ona również mnie zauważa i podbiega w moją stronę.
- Hermiono, musimy pogadać.- żegnamy się z Harrym i idziemy do naszego pokoju. Na szczęście nie ma tu nikogo. Czy Ron jest teraz tam z Lavender? Głupia myśl.
Zamknęła drzwi zaklęciem i wyciszyła. Już nikt nie mógł nam przeszkodzić, ani wejść. Podobnie jak kilka godzin temu Lavender.
- Nie uwierzysz kiedy ci opowiem! Zauważyłaś, że ostatnio Harry jest jakiś nieobecny i spędza dużo czasu w bibliotece.- kiwam głową. Siedzimy na moim łóżku, naprzeciw siebie. Pod materacem leży list od M. Nikt nie wie o jego istnieniu i nikt nie powinien się dowiedzieć. Przecież to nie możliwe by list był od... STOP! Koniec, nie będę myśleć o moim wrogu.
- Wiem, że nie powinnam, ale ostatnio go śledziłam...
- Ginny!- krzyczę. Wyrwała mnie z rozmyśleń.
- Wiem, nie powinnam. Siedział w bibliotece z... Pansy Parkinson!
Usta ułożyłam w idealne o.
- Byłam zszokowana, miałam szczęście, że mnie nie zauważyli. Parkinson powiedziała, że musi się już zbierać. Przytulili, PRZYTULILI się na pożegnanie! Wybiegłam, schowałam się najbliższym przy bibliotece zaułku. Pare minut później wyszła Parkinson. Szłam za nią w odległości pięciu metrów. Po drodze spotkała Blaisa.- Ginny lekko się zarumieniła.- Chyba mnie nie zauważył. Rozmawiali, ale nie słyszałam o czym. Podeszłam bliżej. Rozmawiali o Harrym. Z tego co zrozumiałam Parkinson ma matkę, o której nie zna. Harry pomaga jej ją odnaleźć. Parkinson czuje coś do Harrego...-zakończyła.
- A czy Harry czuje coś do niej?- pytam. Ginny zarumieniła się i wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. Opowiedziałam ci to wszystko w nadziei, że pomożesz mi się dowiedzieć. Może spróbowałybyśmy ich połączyć.
- Chcesz się bawić w swatkę?
- Czemu nie? Tylko proszę cię zapytaj o to Harry'ego.
- Zapytam przy okazji.
Po jakimś czasie zeszłyśmy na dół. Zdążyłam opowiedzieć Ginny o sytuacji z Ronem.
Rudowłosy nie pojawił się w Domu Lwa. Postanowiłam poszukać go w Pokoju Życzeń, jeśli nie wróci do ciszy nocnej. Harry poparł mój pomysł. Nawet zaproponował mi dołączenie do wyprawy.
- Nie, Harry. To sprawa między mną a Ronem. Powinniśmy to załatwić sami.
- Pożyczę ci Niewidkę.
Kiwnęłam wdzięcznie głową.
Tak jak się spodziewaliśmy Ron nie wrócił. Kątem oka widziałam jak Lavender wstaje z kanapy i idzie w stronę dorminotrium. Pokój opustoszał. Zostaliśmy tylko my, ja, Harry i Ginny. Żegnam ich. Zostawiłam ich samych. Ciekawe co będą robić.
Korytarze są puste. Raz zauważyłam Flicha jak skręca w przeciwny mi korytarz. Udało mi się bezpiecznie przedostać do Pokoju Życzeń. Trzy razy przechodzę w tą i spowrotem.
Jakimś cudem udało się. Otwieram drewniane drzwi. Czuję odór wymiocin. Przygryzam bezradnie wargę. Ron siedzi na czerwonej, wielkiej kanapie. W prawej ręce trzyma Ognistą Whisky. Jest cały czerwony.
- Ronaldzie!- unoszę głos. To nie możliwe, ze doprowadził się do takiego stanu.
- Czeeeeśścc, Heełmmionoo- bełkocze.
Podchodzę do niego i uderzam go z liścia. W pomieszczeniu roznosi się echo, jego głowa przekręca się w bok.
- Ranisz.- śmieje się, ale nie trwa to długo śmiech staje się wyższy i przeradza się w płacz.
Nie chcę widzieć go w takim stanie. Zostaję i pomagam mu wstać. Zanoszę go do łazienki i obmywam jego twarz. Zaklęciem czyszczę wymiociny. Pomagam mu zdjąć spodnie i bluskę. W takim stanie nie poradzę sobie z nim. Okrywam go kołdrą. Ron zasnął. Jestem na niego wściekła, ale nie ma tu innych możliwości. Muszę położyć się obok niego. Zdejmuję spóniczkę i zapinam stanik na ostatni. Kładę się na krawędzi łóżka, ponieważ Ron jak zwykle zajął całe łóżko. Zapowiada się ciężka noc. I jeszcze cięższy poranek.
Spadłam z łóżka. Spanie na tak małej powierzchni nie służy. Włosy miałam całe dookoła spoconej twarzy. Związałam je w niechlujny koczek. Na łóżku nie było Rona. Dziesięć minut później, kiedy założyłam wczorajszą spódniczkę i uporałam się z włosami przyszedł, a śniadanie tuż za nim lewitowało.
- Dzień Dobry, Hermiono.- zaczerwienił się troszkę wymawiając moje imie. Jedzenie powędrowało na łóżko. A ja z pięściami podbiegłam do Rona.
- Ty sobie żartujesz?- w oczach zebrały mi się łzy. Uderzyłam jego klatkę piersiową.- Wczoraj byłeś PIJANY do tego stopnia, że nie mogłam cię zanieść do Pokoju Wspólnego! Ronaldzie jesteś skrajnie nie odpowiedzialnym typem!- kolejne uderzenie i pierwsza łza poplamiła mój policzek. Mam wysoki głos nabrzmiały od emocji.
- Przepraszam... Już spokojnie. Hermiono!- Piąstkami uderzam o jego klatkę. Przytula mnie, ale ja tego nie chcę. Odtrącam go.
- Już dość, Ronaldzie. Która godzina?- uspokajam się momentalnie.
- Dziesiąta.- Szerzej otwieram oczy i już wybiegam z Pokoju Życzeń.- Poczekaj! Dzisiaj sobota!- krzyczy za mną. Momentalnie się zatrzymuję. Kontem oka zauważam blondwłosą czuprynę, już żałuję tego, że wychodziłam. On może pomyśleć, że ja i Ronald... O, Godryku! Szybciej niż Malfoy zdąża posłać jakikolwiek komentarz w moim kierunku wracam do Rona. Dlaczego to ja mam mieć zawsze takiego pecha?
- Ronaldzie, musimy pogodać o wczorajszym dnie...
- Masz na myśli... no wiesz.- podbródkiem wskazał łóżko.
- MY TYLKO RAZEM SPALIŚMY!- krzyczę.
- W sensie, że ja i ty... ehgm.- odrząknął. Kręcę przecząco głową.
- Nie, Ron. Nie doszło między nami do niczego. Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
Żałuję ostatnich słów. Ron się spina. Czerwony kiwa głową.
- Więc o czym chcesz gadać?- pozornie zmienia temat.
- Ron, my jesteśmy tylko przyjaciółmi. Sam mi to zaproponowałeś. Po za tym widziałeś mnie wczoraj z Teodorem.- posępiał.
- Widzę, że już jesteś na Ty z tym śmierciożercą.
- Nie jest śmierciożercą! Ron, jesteś dla mnie kimś naprawdę ważnym. Zawsze ty i Harry będziecie moimi najlepszymi przyjaciółmi. Nic tego nie zmieni. Już raz próbowaliśmy być razem... sam wiesz jak wyszło. Może to nie jest nam pisane? Jesteś dla mnie jak starszy brat.- podchodzę do niego. W pierwszym momencie cofnął się o krok. Na szczęście udaje mi się podejść wystarczająco blisko. Przytulam go i czuję jak jego serce szybciej bije. To był chyba błąd.
- Jesteś dla mnie ważna, Hermiono.- wzdycha i obejmuje mnie.