music

wtorek, 22 grudnia 2015

Binny: Cofnąć czas

Powiązane ze Smakiem i Zarazą Miłości

Jakie jest najlepsze uczucie na świecie? Zakochanie! O mamciu ile ja bym oddał, żeby tak móc powiedzieć, że jest moja. Stworzyliśmy swoją własną historię gdzie wstęp ma tylko diabeł i wiewióreczka.  Szkoda, że nie może trwać wiecznie. Warto było. Oddałbym wszystko by cofnąć czas.

Uczniowie klas szóstych czekali pod klasą na profesora Snape. Jedni czytali książki, próbując jak najwięcej zapamiętać, nigdy nie wiadomo czy były ślizgon nie miał złego humoru, w takim wypadku wszystko mogło się źle potoczyć, zwłaszcza dla biednych Gryfonów.
Draco, Blaise i Pansy stali w jednym z najciemniejszych kątów korytarza. Jakieś dwa, trzy metry dalej stali Crabble i Goyle stali w pozycji ochroniarzy. Pansy patrzyła znudzonym tonem po twarzach osób zebranych pod salą. Wszyscy tacy sami, nudni, głupi, przewidywalni, pomyślała. Blaise intensywnym wzrokiem wpatrywał się w najmłodszą latorośl Weasleyów, która zdawała się być zawstydzona jego wzrokiem i go ignorowała.
- Interesują cie zdrajcy krwi?- zadrwił blondyn stojący w środku.
- Wydaje ci się- skłamał- Czekam aż wybuchnie, już czuje się nieswojo, spójrz- Blaise uśmiechnął się w iście ślizgoński sposób i nadal patrzył na gryfonkę, która zmieszała się jeszcze bardziej. Co jakiś czas łapała się za kark i trochę poruszała ciałem, jakby chciała utrudnić widok brunetowi. Blaise'owie jednak bardzo podobało się jej kręcenie biodrami.
- No diable chyba na prawdę się nudzisz skoro inwestujesz czas w zdrajczynię.- rzucił zajadle, przyjaciel jednak go zignorował.
Profesor Snape otworzył drzwi, a Gryfoni i Ślizgoni zaczęli wchodzić do sali. Paczka blond włosego weszła do klasy i zajęła swoje miejsce na ostatniej ławce. Blaise nie przerwanie patrzył na Ginny. Tylko przez chwile zwrócił uwagę na Snape kiedy krzyczał na rudowłosą.
- Weasley!- zawołał Snape, a Ron spiął się myśląc, że mowa o nim.- Masz robaki?- zadrwił, Ron uniósł pytająco brew, ale profesor na niego nie patrzył, jego czarne, przypominające tunele oczy wpatrzone były w Ginny, która spłonęła rumieńcem.- Minus pięć punktów dla Gryfindoru- uśmiechnął się mściwie. Ginny nadal jeszcze czerwona odwróciła się w stronę Blaisa i posłała mu mordercze spojrzenie, on jedynie ironicznie się uśmiechnął i wzrokiem zjechał nieznacznie do jej krótkiej spóniczki. Dziewczyna jeszcze bardziej się zarumieniła i odwróciła. Ron zaczerwienił się widząc sytułację. Hermiona pod ławką złapała go za rękę. Blaise zaśmiał się w myślach dumny z siebie. Jak on nie lubił Weasleya! Jego siostra była niezła, ale on sam... Po dzwonku Ginny szybko wybiegła z sali jako pierwsza. Blaise się nie śpieszył. Wyszedł w towarzystwie Malfoya podnieconego przyszłą wygraną z Gryfonami, nie mieli szans. Pod drzwiami najmłodsza latorośl Weasleyów czekała na czarnoskórego. Ręce miała skrzyżowane na biuście, a lewą nogą ze zdenerwowaniem tupała o podłogę.
- Spotkamy się w pokoju wspólnym- zagadnął przyjaciela.
- Taa, muszę zajść jeszcze do biblioteki, nie idę na transmutacje.- Blaise skinął głową i rozeszli się, każdy w swoją stronę.
- Co tu robisz wiewiórko?- zadrwił Blaise, cieszył się, że dziewczyna na niego czekała. Zaczerwieniła się, wzięła głęboki oddech:
- Musimy porozmawiać o...- nie wiedziała jak ubrać to w słowa- o nas- od razu pożałowała, że to tak nazwała. Na twarzy chłopaka zakwitł szeroki uśmiech, a Gryfonka poczerwieniała. Obok przechodziło paru Gryfonów.
- Co się stało Ginny? Myślałem, że dobrze ci ze mną w łóżku.- zrobił zdziwioną minę. Ginny zaczerwieniła się jak nigdy, a przechodzący Gryfoni spojrzeli na nią zaskoczeni- do twarzy ci w tej czerwieni- dodał i pogłaskał ją po policzku. Zagryzła wargę. Ślizgon działał jej strasznie na nerwy.
- O co ci chodzi? Przestań się tak na mnie gapić!
- Trudno odciągnąć od ciebie wzrok kiedy nosisz takie spódniczki- pogroził jej palcem dziwnie przypominając panią Weasley.
- Przestań!- wkurzyła się Ginny.
- Nie moja wina, że jesteś taka śliczna- westchnął i przybliżył się do niej powtarzał jej w usta- śliczna.
Pod wpływem chwili Ginny poddała się jego pocałunkowi. Kiedy zaczęło do niej docierać co się dzieje odsunęła się od niego.
Posłał jej pytające spojrzenie.
- Peszysz mnie- wyznała, uśmiechnął się ironicznie.
- Gdybyś wiedziała jak na mnie działasz- uśmiechnął się szeroko.

Wtedy już była moja. Uwielbiam wspominać jak to się zaczęło. To tak jakbym osiągnął sukces. Szkoda, że potem zaczęliśmy się staczać. Na początku nasze uczucia były dyskretne. Milczałem nie mówiłem nic Smokowi. Wątpię, że by się wkurzył. Sam wtedy pewnie marzył o rozdziewiczeniu Pottera. Taa słuchałem jego obaw ze spokojem. Zgodziłem się, że zrobił dobrze kończąc znajomość z Potterem. Nie mogłem uwierzyć, że mój przyjaciel to gej. Ciężko było mi to zaakceptować.
Z Ginny byłem tak szczęśliwy! Byłem szczęśliwy do tego stopnia, że
chciałem pokazać to światu. Wbrew wszystkiemu chodziliśmy razem za rękę. Odprowadzałem ją na zajęcia. W końcu Weasley nie wytrzymał. Rzucił się na mnie. Pobiłem go. Ginny przez tydzień nie odzywała się do mnie i ku mej uciesze do Weasley'a również. Malfoy wrzeszczał na mnie dopóki nie przypomniałem mu o Potterze. Wtedy już się nie odzywał. Początkiem naszego końca był dzień kiedy to czekałem na nią pod salą do zaklęć.

- Czego Zabini?- warknęła.
- Ginny chciałem cię przeprosić- spojrzała na niego z zimna furią. Blaise uklęknął na kola przed rudowłosą; przyciągnął parę spojrzeń. Dziewczyna wzięła go za rękę i poszli w stronę pokoju życzeń.

Salazarze! Gdybym wiedział po co mnie tam zabiera! Na pewno bym się nie zgodził, chyba.

- Kocham cię, Blaise- przytuliła się do niego
- Ja ciebie też, Ginny- objął ją w tali.  Odsunęła się od niego.

Gdybym wiedział... Nie wypuściłbym ją z objęć!

- Musimy pogadać- usiadła na łóżku, a Blaise obok niej.- Blaise... Sam widzisz jak jest. Ron... jemu nie podoba się nasz związek. Malfoyowi zresztą też. Nie mamy szans. Wiesz jak cię kocham? Jesteś miłością mojego życia. Nigdy nie zależało mi na żadnym chłopaku tak jak na tobie.
- Zrywasz ze mną?- zapytał smutno, znał odpowiedź.- Nie rób tego, proszę!- powiedział rozpaczliwie- Ginny- kręcił głową- Damy radę. Mamy siebie. Damy radę.
- Wiesz jaki jest Ron, Blaise. Nie utrudniaj tego. Nie mamy szans.
- Oddałbym wszystko by cofnąć czas.- westchnął i spuścił głowę, by nie zobaczyła jego łez. Dotknęła jego ramienia.
- Kocham cie- szepnęła- Żegnaj Blaise- zdjęła rękę i wyszła. Rozpłakała się- Kocham cie Blaise- dotknęła drzwi i ruszyła w stronę domu Gryfindora.
Chłopak wstał i zaczął demolować pokój, a kiedy zniszczył już wszystko spokojnie wrócił do pokoju.

Przez pieprzoną dumę nie patrzyłem na nią. Zachowywałem się jakby była powietrzem, bo nim była. Potrzebowałem jej. Zachowywałem się normalnie jakbym nigdy nie rozpoznał w niej miłości mojego życia.  Zacząłem się umawiać z Ślizgonkami, a ona z Gryfonami. Udawaliśmy, że nigdy nie doszło do naszej historii. Udawałem, że nigdy jej nie pokochałem. Chciałbym cofnąć czas.



Drarry: Smak miłości

Nigdy nie zastanawiałem się czy kocham prawdziwie. W życiu zakochany byłem tylko w dwóch dziewczynach w Ginny i Cho. Można by rzec, że nie wiem co to miłość. Może i nie wiedziałem póki go lepiej nie poznałem. Od początku tak na mnie działał; pociły mi się przy nim ręce, zwalałem to na nienawiść. Ale czy słusznie? Gdybym wiedział wcześniej, że mój największy wróg sprawi, że serce zabije szybciej... Och Godryku... Poznałem gorzki smak miłości.
Kiedy to wszystko się zaczęło? Nie wiedziałem, że miłość i nienawiść dzieli tak cienka granica. Gdybym wiedział... Nie, na pewno postąpiłbym tak samo, nie oszukujmy się. Żałuję, że poznałem smak jego ust. Poznałem niebo tylko po to by wiedzieć, że nigdy nie będzie mi dane. Kiedy to wszystko się zaczęło? To złe pytanie. Przez kogo to się zaczęło? Przez Snape'a.

Uczniowie klas szóstych czekali pod klasą na profesora Snape. Jedni czytali książki, próbując jak najwięcej zapamiętać, nigdy nie wiadomo czy były ślizgon nie miał złego humoru, w takim wypadku wszystko mogło się źle potoczyć, zwłaszcza dla biednych Gryfonów. Wśród uczniów nie można się było jedynie dopatrzeć złotego trio. Jednak uczniów to nie dziwiło. Od pewnego czasu siedzieli tylko w bibliotece.
Harry Potter wyjął kilka książek z półek i usiadł do stolika obok Rona Weasleya i Hermiony Granger. Jego przyjaciele również szukali czegoś w książkach.
- Niedługo dzwonek- przypomniał Ron, odpowiedziało mu milczenie. Z nosami w książkach czytali.
- Cholera! Nic tu nie ma!- zaklął, a pani Prince spojrzała na niego zszokowana. Dodał ciszej nie zwracając na nią uwagi- Nigdy nie dowiemy się niczego o horkruksach. Jak z eliksirem?
- Nie martw się Harry! Już przyrządzam eliksir wielosokowy. Damy radę.- Hermiona posłała mu pocieszające spojrzenie, minę miał paskudną.
- ELIKSIRY!- krzyknął Ron, a wszyscy przypomnieli sobie, że jest już po dzwonku. Wybiegli z biblioteki z prędkością światła. Profesor podchodził do drzwi z zamiarem ich zamknięcia, ale wtem wbiegła trójka uczniów.
- Potter! Weasley! Granger! Po minus pięć punktów dla domu.- Harry już otwierał usta z zamiarem powiedzenia czegoś, ale Hermiona nadepnęła mu na nogę. Zmarszczył brwi i zagryzł dolną wargę.- Siadać, bo odejmę wam kolejne punkty!- zagroził. Ron zrobił niezadowoloną minę i usiadł na pierwszej ławce. Snape kazał i przyrządzić eliksir szczęścia, ten kto wykona go poprawnie miał prawo dostać butelkę, oczywiste było, że nikt z Gryfonów nie zrobi prawidłowo eliksiru, Hermiona miała szansę, ale tu chodziło o zasady. Snape zrobił niezadowoloną minę.
- Weasley!- zawołał Snape, a Ron spiął się myśląc, że mowa o nim.- Masz robaki?- zadrwił, Ron uniósł pytająco brew, ale profesr na niego nie patrzył, jego czarne, przypominające tunele oczy wpatrzone były w Ginny, która spłonęła rumieńcem.- Minus pięć punktów dla Gryfindoru- uśmiechnął się mściwie. Ginny nadal jeszcze czerwona odwróciła się w stronę Blaisa i posłała mu mordercze spojrzenie, on jedynie ironicznie się uśmiechnął i wzrokiem zjechał nieznacznie do jej krótkiej spóniczki. Dziewczyna jeszcze bardziej się zarumieniła i odwróciła. Ron zaczerwienił się widząc sytułację. Hermiona pod ławką złapała go za ręke.
Pod koniec lekcji Gryfoni stracili jeszcze pare punktów, a Malfoy dostał Felix Felixis. Niedługo zbliżał się mecz Gryfonów i Ślizgonów, Harry był pewny że Malfoy go wykorzysta.
Następną lekcją były zaklęcia. Na nią już się nie spóźnili. W połowie lekcji wyszedł do łazienki zobaczyć co z eliksirem. Na korytarzu usłyszał wściekłe okrzyki.
- Cholera jasna!- warknął głos, który Harry odrazu rozpoznał, chwilę potem usłyszał trzask pękającego szkła. Kolejne przekleństwo wyleciało z ust ślizgona, tym razem chary usłyszał jak wali w coś, chyba drzwi. Pośpieszył się wystraszony, że ślizgon znalazł eliksir.  Malfoy walił w drzwi obok.
- Co ty wyprawiasz?- wrzasnął, ale jego zdziwienie zabrzmiało jak gniew.- Opanuj się Malfoy!- krzyknął kiedy młody arystokrata nie zareagował. Odciągnął go siłą od drzwi, które demolował.
- Zostaw mnie! Zostaw! Nikt cie tu nie zapraszał! Pieprzony wybraniec! Zaawsze najlepszy! Idź zajmij się swoimi sprawami, a nie takiego śmierciożercy jak ja!- z czasem jego wrzask przekrztałcał się w bezsilny płacz. Trzymali się w objęciach, chyba sami nie do końca zdający sobie sprawę z tego co się dzieje. Znaleźli się na podłodze. Niecodzienny widok kiedy to spotyka się dwóch wrogów przytulonych na podłodze. Dopiero po upływie paru minut do wybrańca i arystokraty dotarło, że się przytulają. Malfoy pośpiesznie wstał otrzepał ubranie i wyszedł. Potter nie czekał długo po nim. Spojrzał w roztrzaskane lustro, był zarumieniony. Co doprowadziło Malfoya do takich uczuć?
Przez następne dni nie byli wobec siebie zgryźliwi, mijali się jak powietrze. Harry zawsze podczas obiadu w Wielkiej Sali spoglądał na stół Ślizgonów.
- Coś się stało, Harry?- spytała w końcu Hermiona zatroskanym tonem.
- Tak, tak- odpowiedział nieobecnym tonem.
By nie myśleć o ślizgonie Harry udał się do biblioteki. Zatracił się w książkach do tego stopnia, że znów spóźnił się na elisiry. Snape zaczął na niego wrzeszczeć grożąć, że następnym razem nie wpuści go do klasy i odjął Gryfindorowi  trzydzieści punktów. Harry zaklął pod nosem. Tylko tego mu brakowało. Hermiona, która nie spóźniła się na lekcje powiedziała, że Malfoy również dostał szlaban. Harry zmieszał  się, a Hermiona uśmiechnęła.
- Co?- spytał zdziwiony.
- Rozumiem, ale Malfoy?- uśmiechnęła się kwaśno.

Wtedy tego jeszcze nie rozumiałem. Może już wtedy wszyscy wokół nas wiedzieli co się między nami dzieje? Może tylko Hermiona ma takie bystre oczy? Ja jeszcze byłem nieświadomy, ale z nadejściem szlabanu wszystko się zmieniało. Szkoda, że niemożna tego powtórzyć.

- Potter! Ty masz ułożyć wszystkie eliksiry alfabetycznie! A ty Draco zajmij się moimi papierami, już wcześniej miałem w nich posprzątać- uśmiechnął się zajadle.- Szlaban macie dopóki nie skończycie sprzątać.
Draco poszedł do papierów pozostawionych na biurku, a Harry do schowka na eliksiry. Pracowali do północy w milczeniu.
- Skończyłeś już Potter?- zapytał znudzonym tonem Draco.
- Jeszcze nie- Harry wyszedł ze schowka i podrapał się w głowę.- A ty?
- Nie- Harry patrzył na niego wyczekująco myśląc, że może coś doda. Młody ślizgon nie zważał na jego spojrzenie i ze znużeniem westchnął.
- Wracamy już?- Harry nie wytrzymał.
- No to chodź.
Szli w zupełnym milczeniu co jakiś czas rzucając w swoją stronę spojrzenia. Draco  braku lepszego zajęcia odprowadził Harrego pod portret Grubej Damy. Brunet znów zakłopotany podrapał się w głowę i kiedy Draco odwrócił się i zaczął iść w stronę lochów szepnął z nadzieją, że nie usłyszy:
- Dziękuję, Draco- Na korytarzu panowała cisza, dlatego Malfoy dobrze  usłyszał słowa swojego byłego wroga. Zatrzymał się w półkroku i odpowiedział:
- Proszę, Harry.- chłopak poczuł mrowienie w brzuchu.
Następnego dnia również odbywali szlaban. Draco skończył wcześniej. Zapytał Harrego jak stoi z eliksirami. Potem sobie poszedł zostawiając chłopaka z tym kłopotem samego. Harry dopiero późną nocą wrócił do dorminotrium, ale i tak nie skończył porządków. Dwa dni później kiedy Harry układał eliksiry przyszedł do niego Draco. Zapukał w drzwi. Harry znów poczuł mrowienie w brzuchu.
- Pomóc ci?- spytał tonem nie znoszącym sprzeciwu jednocześnie delikatnie.Harry otarł dłonią czoło odsłaniając przy tym swoją bliznę. Pod wpływem wzroku Dracona zasłonił ją grzywką.- Co ty tu robisz? Harry to nie tak się robi! Znasz alfabet? Napoju leczącego z czyraków niestawia się przy eliksirze Bulgeye.
- Alfabet znam, gorzej z nazwami tych wszystkich eliksirów- westchnął, a blondyn się uśmiechnął. Pracowali do północy i skończyli. Brunet stał właśnie plecami do Draco. Schylił się by odłożyć ostatni eliksir. Nie wierzył w to, że chłopak przyszedł do niego mu pomóc. To było jak sen. Kiedy Harry z wrażeniem, że to sen dotknął ręki Malfoya on patrzył przez okno. Chłopak zadrżał, a Harry się uśmiechnął. To był sen, piękny sen. Z mrowienie w brzuchu patrzył w szare tęczówki. A potem nie było już nic oprócz ich ust złączonych w namiętnym zachłannym pocałunku.
Oderwali się od siebie gdy zabrakło im tchu. Poszli do Pokoju Życzeń i szczerze rozmawiali. Rozmowa była lekiem na te lata krzywd wyrządzonych sobie wzajemnie. Draco spojrzał na Harrego nie ufnie. Wybraniec poczuł ukucie w brzuchu i się skrzywił. Nie zważając na to Draco nadal patrzył na niego z kwaśną miną, a potem powiedział:
- Obiecaj, że nikomu nie powiesz co się wydarzyło.
Harry'emu zebrały się łzy. Wziął głęboki oddech.
- Obiecuję.
- Nie to nie wystarczy, złóż mi Przysięgę Wieczystą- zaschło mi w gardle. Wiedziałem, że Draco nie pozwoli by to się powtórzyło.

Straciłem go. Może gdybym był mniej potulny to by się udało. My dwoje przeciw całemu światu. Byłem gotów oddać za niego życie.

Draco wyszedł z pokoju a ja zostałem. Spojrzałem w lustro, a to co w nim zobaczyłem przygnębiło mnie jeszcze bardziej. W lustrze obok mnie stał Draco i trzymał mnie za rękę, obok nas stali nasi rodzice i przyjaciele. Co tu robiło Zwierciadło Ain Eingarp? Harry nie wytrzymał, płakał całą noc w pokoju. Draco swojej też nie spędził w pokoju. Szedł lasem nie zważająć na mróz. Czuł, że zasłużył na ból. Spieprzył to.

Tak pokochałem go, ślizgona. Sprawił, że mój puls podskoczył i nadal skacze, ale skrzywdził mnie. Kiedy do tego dopuściliśmy? Kiedy nasze uczucia uległy tak drastycznej zmianie? Nie był moją pierwszą i ostatnią miłością, był jedyną prawdziwą.
Ja Harry Potter nie wstydzę się tego, że pokochałem Draco Malfoya. Miłość uskrzydla, ale moja stała się podcinaczem skrzydeł. Draco dał i zabrał mi to co najcenniejsze; miłość.
Po ukończeniu Hogwartu nie spotkałem go więcej, a uczucie nie słabło. Draco Malfoy powiesił się miesiąc po ukończeniu Hogwartu. Nic, nic nie może mnie pocieszyć w tej chwili. Jego również dopadła zaraza naszej miłości. Czy brzydziło go to? Brzydziła go miłość do chłopaka? Do mnie? W każdą rocznicę naszego pocałunku odwiedzam to miejsce. To mój azyl, tylko tu czuję się bezpiecznie. Tam gdzie mój kochanek. Nadal nie wierzę, że to się tak potoczyło.

Zaznałem kiedyś miłości, miała smak gorzki.



czwartek, 17 grudnia 2015

Drarry: Zaraza miłości

Nigdy nie myślałem o tym czy kocham prawdziwie. Zawsze kiedy czułem coś do dziewczyny było to uczucie intensywne, lubiłem je zbyt mocno by to była przyjaźń. 
Nigdy nie zastanawiałem się czy interesują mnie chłopcy, byłem raczej pewny, że to przy dziewczynach moje serce bije mocniej. Nigdy nie zastanawiałem się nad tym czy już poznałem miłość mojego życia, nie wiedziałem, że to taka istotna sprawa. Gdybym wiedział, że mój największy wróg sprawi, że moje serce zabije szybciej... Och Salazarze miłość to paskudna zaraza.
Kiedy to wszystko się zaczęło? Nie wiedziałem, że miłość i nienawiść dzieli tak cięka granica. Gdybym wiedział... Nie, napewno postąpiłbym tak samo, nie oszukujmy się. Wszystko gdzieś ma swój początek, naszym chyba było zadanie z eliksirów.

Uczniowie klas szóstych czekali pod klasą na profesora Snape. Jedni czytali książki, próbując jak najwięcej zapamiętać, nigdy nie wiadomo czy były ślizgon nie miał złego humoru, w takim wypadku wszystko mogło się źle potoczyć, zwłaszcza dla biednych Gryfonów.
Draco Malfoy stał w jednym z najciemniejszych kątów korytarza, a obok niego Pansy Parkinson i Blaise Zabini. Jakieś dwa, trzy metry dalej stali Crabble i Goyle stojący niczym ochroniarze ślizgońskiej trójki. Pansy patrzyła znudzonym tonem po twarzach osób zebranych pod salą. Wszyscy tacy sami, nudni, głupi, przewidywalni, pomyślała. Blaise intensywnym wzrokiem wpatrywał się w najmłodszą latorośl Weasleyów, która zdawała się być zawstydzona jego wzrokiem i go ignorowała. 
- Interesują cie zdrajcy krwi?- zadrwił blondyn stojący w środku.
- Wydaje ci się- prychnął- Czekam aż wybucnie, już czuje się nieswojo, spójrz- Blaise uśmiechnął się w iście ślizgoński sposób i nadal patrzył na gryfonkę, która zmieszała się jeszcze bardziej. Co jakiś czas łapała się za kark i trochę poruszała ciałem, jakby chciała utrudnić widok brunetowi.
- No diable chyba naprawde się nudzisz skoro inwestujesz czas w zdrajczynię.- rzucił zajadle, przyjaciel jednak go zignorował.
Profesor Snape otworzył drzwi, a Gryfoni i Ślizgoni zaczęli wchodzić do sali. Paczka blondwłosego weszła do klasy i zajęła swoje miejsce na ostatniej ławce. Profesor podszedł do drzwi z zamiarem zamknięcia klasy, ale wtem wbiegła trójka uczniów.
- Potter! Weasley! Granger! Po minus pięć punktów dla domu. Potter już otwierał usta z zamiarem powiedzenia czegoś, ale Granger nadepnęła mu na nogę. Zmarszczył brwi i zagryzł dolną wargę.- Siadać, bo odejmę wam kolejne punkty!- zagroził. Weasley zrobił niezadowoloną minę i usiadł na pierwszej ławce. Snape kazał i przyrządzić eliksir szczęścia, ten kto wykona go poprawnie miał prawo dostać butelkę, oczywiste było, że nikt z Gryfonów nie zrobi prawidłowo eliksiru, Granger miała szansę, ale tu chodziło o zasady. Draco przyrządzał eliksir w skupieniu. Pansy podawała mu składniki, a Blaise pożerał wzrokiem Weasleyównę, która niemożliwie wierciła się po krześle.
- Weasley!- zawołał Snape, a Ron spiął się myśląc, że mowa o nim.- Masz robaki?- zadrwił, Ron uniósł pytająco brew, ale profesr na niego nie patrzył, jego czarne, przypominające tunele oczy wpatrzone były w Ginny, która spłonęła rumieńcem.- Minus pięć punktów dla Gryfindoru- uśmiechnął się mściwie. Ginny nadal jeszcze czerwona odwróciła się w stronę Blaisa i posłała mu mordercze spojrzenie, on jedynie ironicznie się uśmiechnął i wzrokiem zjechał nieznacznie do jej krótkiej spóniczki. Dziewczyna jeszcze bardziej się zarumieniła i odwróciła. Chłopak zadowolony z swoich efektów spojrzał z ironicznym uśmieszkiem na Dracona. 
- Ciekawie działasz na tą wiewiórkę- zakpił mniej zajadliwym niż zwykle tonem. 
Pod koniec lekcji eliksir był gotowy. Draco dostał obiecany Felix Felicis. Niedługo zbliżał się mecz ślizgonów i gryfonów, takiej okazji nie mógł przeoczyć. Nie poszedł na następną lekcję ponieważ Profesor McGonagall robiła im test sprawdzający wiadomości z poprzednich lekcji, na których sobie odpuścił. Najpierw zajrzał do biblioteki, by przerobić to co miało być na teście. Znalazł odpowiednią książkę i zobaczył to czego się nie spodziewał, jego dziewczyna Astoria Greengrass całowała się z Teodorem Nottem. Odchrząknął znacząco. Para odsunęła się od siebie.
- Nie wiem czy wiecie, ale już dawno po dzwonku.- rzucił nieprzyjemnie. 
- Draco...
- Morda Greengrass
- Przesadzasz Draco, chyba nie jesteś zazdrosny?- powiedział ze ślizgońskim uśmiechem, ręce trzymał w kieszeniach.
- Ja? No coś ty! Nie mam o co- rzucił ironicznie i spojrzał pogardliwie na Astorie, dziewczyne, na której mu naprawde zależało.- Zresztą... Miłej zabawy tym czyś- rzucił krótkie spojrzenie w stronę Astori- Jest całkiem niezła w łóżku- dodał.
Rozwścieczony poszedł do łazienki. 
- Cholera jasna!- warknął i uderzył dłonią w lustro, które pęło. Czerwone kropki pojawiły się na ręce blondwłosego i zrobiły stróżkę krwi, która spadła na podłogę. Arystokrata patrzył na swoje odbicie.- Cholera!- wrzasnął i zaczął walić w drzwi jednej z toaletek. Jego głos brział wściekle i bezradnie.
- Co ty wyprawiasz?- wrzasnął Harry Potter, który właśnie wpadł do łazienki, ale jego zdziwienie zabrzmiało jak gniew.- Opanuj się Malfoy!- krzyknął kiedy młody arystokrata niezareagował. Odciągnął go siłą od drzwi, które demolował.
- Zostaw mnie! Zostaw! Nikt cie tu nie zapraszał! Pieprzony wybraniec! Zaawsze najlepszy! Idz zajmij się swoimi sprawami, a nie takiego śmierciożercy jak ja!- z czasem jego wrzask przekrztałcał się w bezsilny płacz. Trzymali się w objęciach, chyba sami nie do końca zdający sobie sprawę z tego co się dzieje. Znaleźli się na podłodze. Niecodzienny widok kiedy to spotyka się dwóch wrogów przytulonych na podłodze. Dopiero po upływie paru minut do wybrańca i arystokraty dotarło, że się przytulają. Malfoy pośpiesznie wstał otrzepał ubranie i wyszedł. Potter nie czekał długo po nim. Spojrzał w roztrzaskane lustro, był zarumieniony. Co doprowadziło Malfoya do takich uczuć?
Arystokrata do końca dnia siedział w swoim pokoju. Najpierw stracił dziewczyne, a potem płakał na ramieniu Pottera, co za wstyd! 
Przez następne dni nie byli wobec siebie zgryźliwi, mijali się jak powietrze. Draco zawsze podczas obiadu w Wielkiej Sali spoglądał na stół Gryfonów.
- Czego tam szukasz?- spytała cicho Pansy.
- Niczego, wydaje ci się.- zbył ją.
Przez swoje opuszczanie lekcji dostał szlaban u Snape. Siedział na eliksirach w swojej ostatniej ławce. Rysował na pergaminie bliżej nie określone ślaczki. Na lekcje znów spóźnił się Potter. Snape ukarał go szlabanem grożąc, że następnym razem nie wpuści go do klasy i odjął Gryfindorowi trzydzieści punktów. Potter poruszył ustami wymawiając pare brzydkich słów, które słyszał tylko on. Draco uśmiechnął się pod nosem. Dopiero po chwili zrozumiał, że Gryfon ma razem z nim szlaban. 
-Cholera!- mruknął, Blaise posłał mu zdziwone spojrzenie.- Mam szlaban z Potterem- wyjaśnił z kwaśną miną. Jego czarno skóry przyjaciel uśmiechnął się pod nosem i spojrzał na niego rozumiejąc, tym razem Draco zdziwił się.

Może już wtedy wszyscy wokół nas wiedzieli co sie między nami dzieje. Może tylko Baise ma takie bystre oczy. Ja jeszcze nie wiedziałem, nie wiedziałem, że miłość mojego życia to... Ach ta zaraza miłości. To miłość na zabój. Tamte chwile już nigdy nie wrócą.

- Potter! Ty masz ułożyć wszystkie eliksiry alfabetycznie! A ty Draco zajmij się moimi papierami, już wcześniej miałem w nich posprzątać- uśmiechnął się zajadle. Jeśli nie będziecie mieć tak długo szlaban dopóki nie skończycie.
Draco poszedł do papierów pozostawionych na biórku, a Harry do schowka na eliksiry. Pracowali do północy w milczeniu. 
- Skończyłeś już Potter?- zapytał znudzonym tonem Draco.
- Jeszcze nie- Harry wyszedł ze schowka i podrapał się w głowę.- A ty?
- Nie- Harry patrzył na niego wyczekująco myśląc, że może coś doda. Młody ślizgon nie zważał na jego spojrzenie i zeznurzeniem westchnął.
- Wracamy już?- Harry nie wytrzymał.
- No to chodź.
Szli w zupełnym milczeniu co jakiś czas rzucając w swoją stronę spojrzenia. Draco  braku lepszego zajęcia odprowadził Harrego pod portret Grubej Damy. Brunet znów zakłopotany podrapał się w głowę i kiedy Draco odwrócił się i zaczął iść w stronę lochów szepnął:
- Dziękuję, Draco- Na korytarzu panowała cisza, dlatego Malfoy dobrze  usłyszał słowa swojego byłego wroga. Zatrzymał się w półkroku i odpowiedział:
- Proszę, Harry.
Następnego dnia również odbywali szlaban. Draco skończył wcześniej. Zapytał Harrego jak stoi z eliksirami. Potem sobie poszedł zostawiając chłopaka z tym kłopotem samego. Harry dopiero późną nocą wrócił do dorminotrium, ale i tak nie skończył porządków. Dwa dni później kiedy Harry układał eliksiry przyszedł do niego Draco. Zapukał w drzwi. 
- Pomóc ci?- spytał tonem nie znoszącym sprzeciwu. Harry otarł dłonią czoło odsłaniając przy tym swoją bliznę. Pod wpływem wzroku Dracona zasłonił ją grzywką.- Co ty tu robisz? Harry to nie tak się robi! Znasz alfabet? Napoju leczącego z czyraków niestawia się przy eliksirze Bulgeye.
- Alfabet znam, gorzej z nazwami tych wszystkich eliksirów- weschnął, a blondyn się uśmiechnął. Pracowali do północy i skończyli. Brunet stał właśnie plecami do Draco. Schylił się by odłożyć ostatni eliksir. Malfoy przyłapał się na tym, że patrzy chłopakowi na pośladki. Szybko starał się znaleźć coś na czym mógłby zwrócić wzrok. Potter wyglądał pociągająco, przeszło mu przez myśl. Patrzył przez okno, a wtedy Harry dotknął lekko jego ręki. Draco zadrżał Harry chyba to zauważył, bo uśmiechnął się nieśmiało. Miał piękne zielone oczy. A potem nie było już nic oprucz ich ust złączonych w namiętnym zachłannym pocałunku.

Co było potem? Ach była zgoda, wybaczyliśmy sobie wszystkie nasze grzeszki. Potem kazałem mu złożyć przysięgę wieczystą, że nigdy nie zdradzi co się między nami zdarzyło. Przez moment chciałem rzucić na niego Oblivate. Jednak na szczęście się powstrzymałem, a może na nieszczęście? Harry Potter już nigdy więcej nie mógł mnie całować, ani ja jego. Teraz zastanawiam się po cholere to było? Czy jestem obrzydliwy? Czy jestem chory? Tak, jestem chory na miłość, bo dopadła mnie zaraza miłości.




czwartek, 3 grudnia 2015

Hinny: Bylaś mi bliska


"Nic nie może przecież wiecznie trwać
Co zesłał los trzeba będzie stracić
 Nic nie może przecież wiecznie trwać
Za miłość też przyjdzie nam kiedyś zapłacić"

(Fragment książki "Harry Potter i Insygnia Śmierci")
-Harry możesz wpaść do mnie na moment?
Ron zatrzymał się raptownie, ale Hermiona złapała go za łokieć i pociągnęła za sobą na drugie piętro. Harry, czując się trochę niepewnie, wszedł za Ginny do jej pokoju.
 Jeszcze nigdy tu nie był. Był to mały, ale jasny pokoik. Na jednej ścianie wisiał duży plakat Fatalnych Jędz, na drugiej zdjęcie Gwenog Jones, kapitana Harpii z Holyhead, jedynej żeńskiej drużyny quidditcha. Za biurkiem, przez otwarte okno, widać było sad, w którym kiedyś grali w quidditcha para na parę: on był z Ginny, a Ron z Hermioną. teraz stał tam wielki, perłowobiały namiot, ze złotą flagą na szczycie, sięgającą poziomu okna.
 Ginny spojrzała mu w oczy, wzięła głęboki oddech i powiedziała:
- Życzę ci szczęścia, Harry, w dniu twoich siedemnastych urodzin.
- Dzięki...
 Wciąż na niego patrzyła, natomiast jemu było jakoś trudno patrzyć na nią, jakby spoglądał w jasność.
- Ładny widok- wydukał, wskazując na okno.
 Nie dała się nabrać.
- Chciałam ci coś dać, ale nie mogłam nic wymyślić.
- Ty nie musisz mi nic dawać.
To też puściła mimo uszu.
- Zastanawiałam się, co by ci się przydało. Nie powinno być za duże, bo nie mógłbyś zabrać tego ze sobą.
Zdobył się na odwagę i spojrzał na nią. Na szczęście nie miała łez w oczach. To była jedna z jej cudownych cech: bardzo rzadko płakała. Czasami myślał, że zahartowało ją dorastanie wśród sześciu braci.
Zbliżyła się do niego.
- Więc sobie pomyślałam, że chciałabym ci dać coś, co by ci mnie przypominało, gdybyś spotkał jakąś wilę... kiedy już będziesz daleko stąd...
- No wiesz, jak już stąd odejdę, raczej nie będę miał zbyt wielu okazji, żeby się spotkać z dziewczynami...
- To jest ta dobra strona tego złego... A tak długo jej szukałam- szepnęła, a po chwili już całowała go tak, jak jeszcze nigdy się nie całowała, a Harry całował ją, zapominając o całym świecie... To było lepsze od Ognistej Whisky... Istniała tylko Ginny i on... Czuł ją całym sobą... Jedną ręką ją obejmował, drugą zanurzył w jej długich, tak słodko pachnących włosach...
Drzwi za nimi otworzyły się z hukiem. Odskoczyli od siebie gwałtownie.
- Och- powiedział znacząco Ron- Przepraszam.
- Ron!- W drzwiach stanęła Hermiona, z trudem łapiąc oddech.
Zapadło pełne napięcia milczenie, a potem Ginny powiedziała cichym, bezbarwnym głosem:
- W każdym razie wszystkiego najlepszego, Harry.
***
Następnego dnia wszystko się zaczęło. Śmierciożercy przybyli na wesele Billa i Fleur. Hermiona, Ron i Harry musieli uciekać. Z wielkim bólem Wybraniec zostawił Ginny. Niestety nie miał wyboru. Sytuacja była kryzysowa. Ruszyli do Grimmauld Place. Czas mijał. Musieli odnaleźć horkruksy. Włamali się do Ministerstwa Magii. Żyli w wielkim trudzie błądząc po lasach. Wszystko się jeszcze bardziej pogorszyło po odejściu Rona. Harry co noc wyciągał mapkę Huncwotów i szukał Ginny. Bał się o nią. Zostawił ją tylko dla jej bezpieczeństwa. Kto wie jak bardzo Śmierciożercy mogliby torturować dziewczynę Wybrańca? Nie chciał jej ranić. Każdej osobie jaką kochał przynosił cierpienie. Jego rodzice umarli, jak twierdził, z jego winy. Z miłości do niego. Syriusz. Gdyby nie on, nadal by żył. Nie chciał ryzykować.
W grudniu udali się do Doliny Godryka. Harry miał wrażenie, że właśnie tam powinien być. Ledwo uszli z życiem. Wędrowali po lasach. W końcu Ron do nich wrócił. Odnaleźli miecz Godryka. Złapali ich szmalcownicy i zawieźli do dworu Malfoyów. Tam Bellatrix torturowała Hermionę. Cudem wydostali się. Spędzili parę dni  w muszelce, planując włamanie do banku Gringotta. Zabrali puchar Heligi. Potem przeteleportowali się do Hogwartu. Rozpoczęła się wojna. Harry nie spotkał nigdzie Ginny. Dobro wygrało.
Tydzień potem Harry nareszcie spotkał się z Ginny.
- Cześć Harry- uśmiechnęła się niepewnie.
- Cześć- odpowiedział jej łapiąc się za tył głowy. Podbiegła do niego i przytuliła go. Harry nieśmiało odpowiedział na jej gest.
- Ginny?- Wybraniec usłyszał znajomy głos, którego by się tu nie spodziewał. Wszędzie, ale w norze nie. Blaise Zabini stanął na schodach i patrzył jak Ginny stoi przy Harrym. Gryfonka miała szczęście, że zdążyła odczepić się od swojego byłego chłopaka, zanim zobaczyła to jej obecna miłość. Zabini podszedł do nich i objął Ginny w pasie, jakby zaznaczał własne terytorium.
- To mój chłopak. Chyba kojarzysz Blaisa?- Harry nieznacznie pokiwał głową i powitał chłopaka, on w odpowiedzi skinął mu głową.
W jego głowie podźwiękiwał jej głos ,,mój chłopak, mój chłopak". Zrobiło mu się słabo. Ginny pożegnała się z nim i poszła z Blaisem na górę. W jego zielonych oczach stanęły łzy. Poczuł się gorzej niż kiedykolwiek.
Pięć lat później...
- Harry chcieliśmy cię zaprosić na nasz ślub- Ginny spojrzała na Zabiniego a potem na niego. Wyglądała na szczęśliwą.
- Byłoby nam miło gdybyś się zjawił- Blaise uśmiechnął się do niego przyjaźnie.

***
Biły dzwony. Piękna rudowłosa kobieta szła razem ze swoim również rudowłosym, już łysiejącym ojcem, w stronę ołtarza. Była szczęśliwa. To miał być najpiękniejszy dzień w jej życiu. W miejscu docelowym stał czarnoskóry mężczyzna uśmiechnięty od ucha do ucha.
Podczas słów przysięgi Hermiona i pani Weasley zaczęły płakać. Harry stał na samym końcu i patrzył jak miłość jego życia wychodzi za mąż.
-... a teraz możesz pocałować pannę młodą...- Harry tęsknie patrzył na Ginny. Pamiętał ich pierwszy pocałunek. Była Gryfonka też spojrzała na niego smutnymi oczami.
Ich historia miłosna dobiegła końca. Jego Ginny od teraz była panią Zabini. Choć Harry nadal ją kochał.




_______________________________________________________________

Czytasz= komentujesz


Dramione: Pięć pocałunków

Hermiona kończyła pisać swój esej z transmutacji. Siedziała nad nim już drugą godzinę. Starannie dobierała słowa by praca była jak najwyższej jakości.
Nagle na stole pojawił się półcień jakiegoś chłopaka. Z wrażeniem, że to Ron albo Harry, nie podniosła głowy. Gdy tylko postawiła kropkę, czyjaś blada ręka z długimi palcami zabrała jej esej. Ze zdziwioną miną podniosła głowę. Tak bladej cery nie miał ani Ron, ani Harry. Przed nią stał Draco Malfoy, który szybkim wzrokiem czytał jej tekst.
- Oddaj to!- powiedziała najchłodniejszym tonem nieznoszącym sprzeciwu jakim potrafiła i wyciągnęła rękę by zabrać mu swoją własność. W pore podniósł wyżej pergamin.
- Nie- zakpił i posłał jej swój ślizgoński uśmieszek.
- Zaraz mam transmutacje- warknęła zirytowana i po chwili jeszcze nachalniej dodała- Oddaj to!- widząc, że jej słowa nie skutkują wstała i zaczęła skakać dookoła chłopca wyższego od niej o głowę. Draco Malfoy był jednym z najwyższych siódmoklasistów, co nie ułatwiało Hermionie zadania. Znudzony grą, w której miał tak dużą przewagę postanowił ją przechytrzyć. Schował pergamin za plecami pozwalając jej spróbować zabrać pergamin. Gdy wyciągnęła ręce za niego niespodziewanie złapał ją i przyciągnął bliżej. Z zaskoczenia wpił jej się w usta. Hermiona stała jak oszołomiona, kiedy Draco się odsunął. Położył jej esej na stole i dumnym krokiem wyszedł z biblioteki. Tak wyglądał ich pierwszy pocałunek.
Hermiona otrząsnęła się i wybiegła z biblioteki. Kątem oka zauważyła jak pani Pince kręci z niedowierzaniem głową. Po Hermionie Granger nie spodziewałaby się takiego zachowania. Ona była już za drzwiami.
- Malfoy!- wrzasnęła, a on się zatrzymał, jednak nie odwrócił.- Ty cholerny dupku!- uśmiechnął się szeroko i poszedł, nie widząc jak ta Gryfonka macha na niego ręką. Pani Pince znów pokręciła głową. Co się działo z tą Hermioną?
Minęło kilka dni. Hermiona dostała W z eseju. Zdąrzyła zdobyć dla domu dużo punktów, a Ron i Harry dużo ich stracić. Gryfonce po nocach śnił się pewien ślizgon. Był dupkiem, nie miał prawa jej pocałować, a jednak to zrobił.
Po obiedzie w Wielkiej Sali, Hermiona ruszyła w stronę domu lwa. Poczuła uścisk na ręce. Ktoś pociągnął ją w ciemny kąt. Wiedziała, że to On. Nie mówił nic. Tylko odrazu bez pozwolenia zaczął ją całować. Nie odwzajemniła tego. Odsunął się od niej. Spojrzał w oczy i puścił jej ręce. Hermiona chwiejnym krokiem odeszła zostawiając go opartego o ścianę muru. Tak wyglądał ich drugi pocałunek.
Minęły trzy dni. Nie wiedziała co chodzi temu ślizgonowi po głowie. Czy myśli, że może ją tak bezkarnie całować? Nie to, że jej się to nie podobało, ale to był dupek.
Zaczęła się lekcja eliksirów. Jak co roku ślizgoni i gryfoni mieli razem zajęcia. Hermiona jak zwykle usiadła na pierwszej ławce. Nietoperz, lepiej znany jako Severus Snape, wszedł do klasy i zaczął prowadzić lekcje. Robili jakiś wywar. Hermiona podniosła rękę i zadała pytanie, kiedy zauważyła, że wszyscy jakby skamienieli. Usłyszała za swoimi plecami stłumiony śmiech. To był On. Śmiał się z niej.
- Co ty zrobiłeś idioto?- odwróciła się do niego twarzą- Bawi cię to?
- Owszem- przyznał i podszedł do niej bliżej.
- Co ty do cholery wyprawiasz?- wiedziała co zaraz się stanie. 
- Przywykłem, że dostaję to co chcę, a teraz chcę cię pocałować...- zatopił swoje usta w jej malinowych. Draco delikatnie dotykał jej twarzy. Nieświadomie również go całowała. Tak wyglądał ich trzeci pocałunek. 
Gryfonka przyłapywała się na tym, że zbyt często myśli o ślizgonie. Na lekcjach trudniej było jej się skupić, gdy słyszała jego głos. Gdy go widziała lekko drżała, a nogi jej miękły. Oddech i serce przyspieszały. Chciała spotkać go jeszcze raz, tak sam na sam. Miała nadzieję na ich czwarty pocałunek. Im bardziej o nim śniła, tym bardziej znikał z jej życia. Gasła w niej nadzieja na kolejny pocałunek.
Pewnego grudniowego ranka poszła do sowiarni wysłać list do rodziców. Kiedy stała na schodach usłyszała jego głos.
- Zanieś to Granger. 
Serce szybciej jej zabiło. Czy to możliwe? Siląc się na spokój, policzyła do dziesięciu i weszła do środka. Sówka już odleciała, ale Malfoy patrzył jeszcze przez okno. Odwrócił się ze smutną miną, a wtedy ją zobaczył. Odrazu zmienił mimikę, na jego wargach błąkał się ślizgoński uśmiech. Podszedł do niej wolnym krokiem, złapał jej twarz w ręce i zatopili usta w namiętnym pocałunku. Hermionie liścik wyleciał z rąk, które zajęły się włosami Dracona. Tak wyglądał ich czwarty pocałunek.
Kiedy wróciła do dorminotrium na jej łóżku leżał liścik. Wiedziała od kogo. Szybko odczytała jego treść.

                                                      Droga H.
Pocałunki to nie wszystko,
możliwość takiej bliskości
     z tobą wiele dla mnie znaczy,
dla Ciebie pewnie też.
                    Bądź na boisku do Quidditcha o północy.
                        Twój D.

Przeczekała do dwudziestej trzeciej, a potem zaczęła się szykować. Cieplej się ubrała, nie malowała się, nie miała powodów. Poza tym nie chciała by pomyślał, że to dla niego.
Pietnaście minut przed spotkaniem wyszła. Draco już był na miejscu. Latał zamyślony na miotle. Hermiona skrzyżowała ręce na piersi by zatrzymać ciepło i usiadła. Głowę trzymała w górze i cierpliwie patrzyła na ślizgona. W końcu zleciał
- Przyszłaś- powiedział z błyskiem w oku. Spojrzała na niego prawie się uśmiechając. Podszedł do niej bliżej i pocałował. Był to najdelikatniejszy z ich wszystkich pocałunków, był wyjątkowy. Poczuła coś mokrego na policzkach najpierw pomyślała, że to deszcz, dopiero po chwili zrozumiała, że Draco Malfoy właśnie płakał. To łzy widziała wtedy w jego oku, a nie blask. Czy to były łzy szczęścia czy smutku? Nie cieszył się z ich spotkania? Potwór strachu i niepewności motał się w jej brzuchu. Tak wyglądał ich piąty, najdłuższy pocałunek. 
Kiedy odsuneli się od siebie Draco kompletnie się rozkleił. Płakał bez wydawania jakiegokolwiek dźwięku. Hermiona odruchowo go przytuliła, a jego ciało przeszedł spazm płaczu. Czuła się coraz gorzej, coś było nie tak. Samotna łza empati i strachu spłynęła po jej policzku. Kiedy już się uspokoił odsunął się od niej. Spojrzał na nią z wielkim uczuciem i szacunkiem. 
- Podkochuję się w tobie od pierwszej klasy. Od zawsze uważałem, że jesteś wyjątkowa. Mądra i piękna. Zaczepiałem cię, bo nie wyobrażałem sobie innej opcji rozmowy z tobą. To nie miało szans. Ty jesteś, przepraszam, że tak cię nazwę, szlamą- łza spłynęła po jego policzku- ja arystokratą. To nie miało szans. Powinienem cię nie szanować, przynajmniej powierzchownie. Myślałem, że to minie. Nie minęło. To było jak tonięcie. Kiedy dotknąłem dna marzyłem tylko o twoich ustach. Chciałem cię spotkać samą bez wiewióra i bliznowatego- Hermiona posłała mu srogi spojrzenie, a on nieporadnie się uśmiechnął i lekko wzruszył ramonami- Nadarzyła się taka okazja. Byłaś sama w bibliotece. Twoje usta kusiły mnie, długo się powstrzymywałem. Sama wiesz co się potem stało.- patrzył na nią smutnym wzrokiem, a Hermiona miała ochotę pocałować go po raz szósty- A kiedy cię pocałowałem, chciałem móc to robić częściej, chciałem móc cię dotykać, rozmawiać z tobą. Popadałem w obłęd i paranoję. Byłem o ciebie cholernie zazdrosny. Wyzywałem każdego kto się z tobą trzymał, z zazdrości. Z każdym pocałunkiem rozumiałem coraz lepiej. Nie byłem godny by cię całować. Chciałbym mieć takie miejsce, w którym mógłbym cię całować- spojrzał na nią jakby była tą jedyną. Hermiona poczuła jak się rumieni, nie mogła mu teraz przerywać. Najchętniej znów by go pocałowała.- Doszedłem do wniosku, że nie zasługuję na to by móc cię całować. Jeszcze nie... Ale wiem, że kiedyś będę, a wtedy Hermiono Granger będę całować cię kiedy tylko zechcę.- położył rękę na jej policzku i patrzył w jej oczy. Miał zimne ręce. Hermiona cholernie chciała go pocałować, jednak zamiast tego powiedziała dwa proste słowa:
- Kocham cię- brzmiały jak cicha obietnica, której świadkami było boisko do Quidicha i drzewa. Już myślała, że znów  złączą swoje usta, ale ślizgon pocałował ją w czoło. Gest był czuły i miał pokazać jak bardzo mu na niej zależy. 
- Ja ciebie też- wyznał, a po chwili dodał smutniejszym tonem, w jego oczach czaił się żal i ból, ledwo się trzymał- Dlatego muszę to zrobić Hermiono. Oblivate!- Hermiona była zszokowana. W jednej chwili wszystkie spojrzenia o Draco zaczęły znikać. Już nie miała pewności czy w bibliotece spotkała jego czy Rona. Każda chwila, każdy moment, każde mocniejsze bicie serca, znikło razem z uczuciem do Malfoya. Draco znów zaczął płakać. Odwrócił się, wsiadł na miotłę i zaczął lecieć. Hermiona ocknęła się. Cała scenka trwała zapewne kilka sekund. Nie rozumiała czemu stoi na boisku od Quidicha. Na górze latał jakiś chłopak. Z tej odległości ciężko było stwierdzić jaki. Wróciła do swojego dorminotrium nieświadoma tego co się stało. Było w pół do pierwszej, kiedy na swoim łóżku znalazła mały liścik. Odczytała jego treść. Kim był tajemniczy D? Już wiedział co robiła na boisku do Quddicha. Spotkała się z jakimś D, z którym się całowała. Nie pamiętała by z kim kolwiek się całowała oprócz Kruma. To z nim po raz pierwszy się całowała w piątej klasie. Westchnęła i schowała karteczkę pod poduszkę. Miała nadzieję, że wraz z nadejściem dnia zrozumie kim był tajemniczy D. Po chwili znalazła się w krainie Morfeusza. Nawet nie podejrzewała, że tajemniczy D właśnie płacze na boisku do Quddicha.



__________________________________________________________________

Czytasz= komentujesz
Hejka! Większość z was zdecydowała na Dramione, oto i ono. Chcecie część druga tej miniaturki? Druga część będzie z happyendem o ile macie taką ochotę. 
Jeśli macie jakieś specjalne propozycje lub prośby o miniaturkę, komentujcie, a ja postaram się je spełnić.