music

poniedziałek, 31 października 2016

Lucjusz x Molly: Dzieci



Stałam na dworcu, krok za mną stał Artur. Żegnaliśmy nasze kochane pociechy. Bardzo martwiłam się, Ginny szła pierwszy raz do Hogwartu. Wiedziałam, że da radę, a jednak nadal przepełniona byłam troską. Pożegnałam Percy'ego, później Freda i Georga, Rona i na końcu Ginny. Kiedy ona tak urosła? Mam wrażenie jakby to jeszcze wczoraj przebierałam ją w pieluchy. Artur położył swoją dłoń na moim ramieniu. Dzieci razem z Harrym wychyliły głowy. Machałam im póki nie zniknęli z horyzontu.


Odwróciłam się i miałam zamiar wracać samochodem kiedy napotkałam jego wzrok. Lucjusz patrzył na mnie, nie tak jak za naszych szkolnych czasów. W jego oczach widziałam pogardę. Żałuję, że tak wiele mnei z nim dzieli. Jedno nie koniecznie przyjemne spojrzenie wywołało we mnie falę wspomnień. Pamiętam jak niegłam z nim po szkolnych korytarzach. Trzymał mnie za rękę, ledwo nadążałam za jego szybkim tępem. Pamiętam jak czekał na mnie pod portretem Grubej Damy. Był niesamowity. Był moim marzeniem. Wszystko zaczęło się psuć z czasem. Nie, nie kłóciliśmy się, chociaż wolałabym, w niektórych momentach słyszeć jego podniesiony głos. W ten sposób wydawałby się bardziej ludzki. Nie podobały mi się jego ideały. Nie raz przyprawiały mnie o dreszcze. Nie w ten przyjemny sposób co jego dotyk. Czasem się go bałam, ale przeważnie go kochałam. Do czasu kiedy postanowiłam mu ultimatum- wszystko się zmieniło. Chodził ponury. Przestał biegać ze mną po korytarzach, doprowadzać mnie do śmiechu. Nawet nie spędzaliśmy razem tyle czasu. Potem na pewnej dyskotece podszedł do mnie Artur. Chciałam tylko zrobić Lucjuszowi na złość i zatańczyłam z rudowłosym. Nie skończyło się na jednym tańcu. Był czuły i delikatny. Zawsze go lubiłam, a tego wieczoru wyznał mi miłość. Pocałowałam go na oczach Lucjusza. Do dziś pamiętam jak w środku nocy do mnie napisał. Prosił o spotkanie, a ja się zgodziłam. Miał bledszą niż zwykle twarz. Wróciliśmy do siebie. Obiecaliśmy sobei zmiany, ja miałam nei zadawać się z Arturem, a on miał zostawić śmierciożerców. Był bliżej, kłamstwem było to, że przestał wierzyć w wyższość czystej krwii. Artur był inny. Pełen miłości. Czerwienił się przy mnie. Słodki i starający się o moje względy. W pewnym momencie poszliśmy razem do łóżka. Niczego nie żałuję. Moja miłość do Lucjusza nie ma znaczenia, kiedy może okazać w każdej chwili swoje drugie oblicze. Te, którego się boje. Wybrałam bezpieczeństwo, wybrałam Artura. Zaszłam w ciążę, był to ostatni miesiąć nauki. Od razu po ukończeniu Hogwartu pobraliśmy się, a kilka miesięcy później urodziłam Billa.


Artur jest najwspanialszym mężem. Otrzymuję od niego wszystko czego nie koniecznie widziałam w Lucjuszu, a mimo to nadal go kocham.


Widziałam jak spuszcza wzrok pod wpywem mojego. Mogłam się założyć, że myśli o tym co byłoby lepsze. Ale on przecież nie potrafi wybrać. Nigdy nie potrafił.

Rozdział 10. Tell me if I know



Co jest gorsze?

Gdy rodzice nie żyją dla ciebie?

Czy może, gdy ty nie żyjesz dla rodziców.

Brakuje mi ich i bardzo boli mnie to, że to ja dla nich nie żyję. Czuję się tak samotnie. Wcześniej był przy mnie Teodor, a teraz i on nie chce mnie znać. Chciałabym kogoś kto by, powiedział do mnie coś, że ja nadal żyję i jestem potrzebna. Odpuszczam sobie wszystko. Nigdy tego nie chciałam. Potrzebuję kogoś, kto da mi powód do tego, by stać twardo. Bardzo chciałabym, żeby Teodor wrócił.

Chociaż miałabym zrobić z siebie idiotkę bardzo bym chciała napisać mu coś, albo wykrzyczeć prosto w twarz, Tak, żeby zrozumiał jaki błąd wkradł się między nami.

Jest dwudziesta, a ja wybiegam z pokoju. Nie chcę być dla niego umarła. Chcę żyć dla niego. Zrobię wszystko jeśli zostanie. Powiem mu to głośno. Nikt nie dotykał mnie tak jak on wcześniej. Bez niego się zamykam w sobie. Nie chciałam go zranić, ale co jeśli żyję dla bólu? Nie chcę być sama. Pukam, krzyczę w wejściu do domu Ślizgonów. Będę o niego dbać. Nie pozwolę mu tak łatwo odejść. Mam nadzieję, że i on mnie nadal kocha. W progu stoi Blaise i robi mi wejście by wejść. Słyszę muzykę, jak zwykle w sobotę ślizgoni bawią się świetnie. Widzę Teodora i do niego podchodzę. Momentalnie zwala z siebie jakąś ślizgonkę. Widzę jej podenerwowanie na twarzy. Teodor wstaje. Śmierdzi od niego alkoholem, ale ja mu to powiem.

- Chcę być tylko twoja.

Łapie mnie za nadgarstki i całuje zaborczo. Może to Ognista, może na mnie czekał. Może jest gotów pokochać mnie od nowa, bo ja kocham go tak jak wcześniej.

- Czekałem na ciebie.

Przed oczami mam obraz jego i tej ślizgonki, którą zwala z kolan.

Przyspieszony kurs latania, kiedy łapie mnie za rękę i zaprowadza do swojego pokoju. Dałabym mu wszystko. Wrócił. Nie jestem sama, mam dla kogo żyć. On mnie potrzebuje bardziej niż rodzice. Wie, że go kocham. Ja też wiem. Kładzie mnie na swoim łóżku. Całuje jak nigdy wcześniej. Całuje jakbym ożyła. O to chodziło.Leżę między jego nogami, a ręce trzyma po dwóch stronach mojej głowy. Znowu jest obok. Tak bardzo lubię kiedy mnie całuje. Nie potrafię nawet skupić się na oddechu. To chwila kiedy jego prawa ręka znajduje moją.

- Jesteś tylko moja.- szepcze w przerwie między pocałunkami. Atakuje moją szyję, a ja nie mogę oprzeć się pokusie, że jestem dla kogoś ważna.

Noc spędzam u Teodora, przytulona w jego silne ramiona. Tak smakuje bezpieczeństwo? Jak nie samotność i miłość razem?

Budzę się o siódmej. Teraz czuję się chyba lepiej. Tak czuję się z nim- najlepiej. Zdejmuję jego bluzkę i zakładam moje wczorajsze ubranie. Wychodzę ostatni raz całując jego usta. Odwzajemnia mój pocałunek chociaż spodziewałam się, że śpi.

- Do zobaczenia później, Teo!- wołam i zamykam drzwi do jego pokoju. Rumienię się na widok grupki ślizgonów z mojego rocznika. Blaise wybucha głośnym śmiechem. Sytuacja wygląda dość dwuznacznie. Malfoy wygląda na człowieka z kacem. Wygląda jak człowiek, to już coś.

- Kac morderca nie ma serca.- robię smutną minę i klepię go po ramieniu.

- Teodor musiał się z tobą nieźle bawić skoro masz taki dobry humor.

Czy on próbuje mnie sprowokować?

- Nieźle to mało powiedziane- w ż y c i u się tak dobrze nie bawiłam. Wychodzę nawet nie patrząc za siebie.

Rozdział 9.Tell me if you need a loving hand

Rozmowa z White jedynie mnie podirytowała. Próbowała zemścić się na Malfoy'u moim kosztem? Zdawała sobie sprawę, że mnie również skrzywdzi?
- Malfoy!- krzyczę gdy tylko zauważam blond czupryne. Patrzy mi w oczy i słyszę jego głos.
Nie będę tu z tobą rozmawiać. Przyjdź za dziesięć minut do Pokoju Życzeń.
Odwraca się, jakby nic się nie stało. Nie mam pojęcia, kto nauczył go przekazywać myśli.
- Czego chciałaś?- pyta jak zwykle przyjaźnie.
- Co zrobiłeś tej całej White?
- Jak to co?- unosi brew.
- Nie bez powodu wymyśliła całą tą plotkę.
- Jest po prostu irytująca. Za dużo sobie wyobraża. Myśli, że jeśli raz wpuściłem ją do łóżka ma szansę na coś więcej.- Malfoy był już zdenerwowany. Wytrzymałam piorunujące spojrzenie, które mi posłał.- Nie bez powodu jest taka nienormalna. Czego oczekiwać po kimś kto ma wspólne korzenie z Potterem?
- Słucham?- otworzyłam szerzej oczy. Sytuacja była nie mniej dziwna. Spędzałam czas wolny nie przymusowo z Malfoyem. Co za marnotrastwo!- Skąd wiesz?- Przewrócił oczami.
- Skończył jej się eliksir wielosokowy, poznałem po czuprynie.- patrzyłam na niego z podniesioną brwią i pochyloną głową. Przypomina mi się jak razem z Harrym i Ronem podczas drugiego roku robiliśmy eliksir.
- Z dnia na dzień jesteś coraz śmieszniejszy. Ha ha.
- Mówiła, że jest córką Regulusa Blacka, który z kolei jest bratem Syriusza,,, Podobno jej matka na jakiejś imprezie poznała bliżej Regulusa.- posłał mi złośliwy uśmieszek.- To miała być chyba jakaś ironia, że nazywa się White, tak dla przeciwieństwa.
- Harry nic mi nie mówił...- myślałam na głos.
- Jak miał powiedzieć skoro nie wiedział?
- A czemu ty nic nie mówiłeś?- po chwili dopiero zrozumiałam jak idiotyczne pytanie mu zadałam.
- A po co ci ta wiadomość?- zrobił krok w moją stronę.
- Napewno by się przydała.- wzruszam ramionami.- Rozmumiem czemu ciebie chciała poniżyć, ale czemu wmieszała i mnie do tej intrygi?- zmieniłam temat i również zrobiłam krok w jego stronę. Muszę unieść lekko głowę by patrzeć mu w oczy. Tego samego odcienia, co Teodora.
- Wydaję mi się, że chodzi tu tylko o to, że cię nienawidzę.- zciszył głos do szeptu.- Jesteśmy wrogami i nie możemy razem być. Bo ja jestem lepszy, a ty gorsza. Zresztą ty masz chłopaka, a ja też umawiam się z jedną taką...
Nie wierzyłam w to co powiedział. Biła od niego czysta wrogość. Już myślałam, że mogę zapomnieć o tym jak wredną fretką jest. A jednak idiota, idiotą pozostanie. Uderzyłam go z liścia nim zdążył dokończyć zdanie.
- Dzięki tobie Teodor się do mnie nie odzywa.- Wybiegłam z Pokoju Życzeń. Policzki miałam czerwone ze złości.
Zderzyłam się z jakąś wysoką postacią. Wiedziałam podświadomie kto to był. Miałam rację, Teodor.
- Nadal na mnie lecisz? Może czas odpuścić?- wyminął mnie i nawet nie zaszczycił spojrzeniem.




- Harry!- wołam przyjaciela. Próbuję przekrzyczeć tłum gryfonów w pokoju wspólnym. Odnajduję jego dłoń i ciągnę go za drzwi.- Już wiem jak wam pomóc.
- Naprawdę?- Kiwam głową.
- Pamiętasz drugi rok nauki w Hogwardzie? Kiedy przyrządzaliśmy Eliksir Wielosokowy? Mogę się założyć, że w tamtej książce widziałam coś o poszukiwaniu zaginionych osób. Nie wiele pamiętam powiniśm y odnaleźć tą książkę i...
- Spokojnie, Hermiono! Jestem ci bardzo wdzięczny. Poradzimy sobie z Pansy.- przytulił mnie. Parę minut później opowiedziałam mu o Rosalie White. Uniósł zdumiony brwi.
- Nie spodziewałbym się czegoś takiego po Regulusie.- zakończył rozmowę. Teraz pewnie będzie martwił się White. Czy słusznie zrobiłam mówiąc mu prawdę?

Usiadłam na fotelu, tłum zmniejszył się na tyle, że mogłam szeptem rozmawiać z Harrym, jednak nawet tego nie wykorzystałam. On miał inne problemy, ja inne.
Teodor,