music

czwartek, 17 grudnia 2015

Drarry: Zaraza miłości

Nigdy nie myślałem o tym czy kocham prawdziwie. Zawsze kiedy czułem coś do dziewczyny było to uczucie intensywne, lubiłem je zbyt mocno by to była przyjaźń. 
Nigdy nie zastanawiałem się czy interesują mnie chłopcy, byłem raczej pewny, że to przy dziewczynach moje serce bije mocniej. Nigdy nie zastanawiałem się nad tym czy już poznałem miłość mojego życia, nie wiedziałem, że to taka istotna sprawa. Gdybym wiedział, że mój największy wróg sprawi, że moje serce zabije szybciej... Och Salazarze miłość to paskudna zaraza.
Kiedy to wszystko się zaczęło? Nie wiedziałem, że miłość i nienawiść dzieli tak cięka granica. Gdybym wiedział... Nie, napewno postąpiłbym tak samo, nie oszukujmy się. Wszystko gdzieś ma swój początek, naszym chyba było zadanie z eliksirów.

Uczniowie klas szóstych czekali pod klasą na profesora Snape. Jedni czytali książki, próbując jak najwięcej zapamiętać, nigdy nie wiadomo czy były ślizgon nie miał złego humoru, w takim wypadku wszystko mogło się źle potoczyć, zwłaszcza dla biednych Gryfonów.
Draco Malfoy stał w jednym z najciemniejszych kątów korytarza, a obok niego Pansy Parkinson i Blaise Zabini. Jakieś dwa, trzy metry dalej stali Crabble i Goyle stojący niczym ochroniarze ślizgońskiej trójki. Pansy patrzyła znudzonym tonem po twarzach osób zebranych pod salą. Wszyscy tacy sami, nudni, głupi, przewidywalni, pomyślała. Blaise intensywnym wzrokiem wpatrywał się w najmłodszą latorośl Weasleyów, która zdawała się być zawstydzona jego wzrokiem i go ignorowała. 
- Interesują cie zdrajcy krwi?- zadrwił blondyn stojący w środku.
- Wydaje ci się- prychnął- Czekam aż wybucnie, już czuje się nieswojo, spójrz- Blaise uśmiechnął się w iście ślizgoński sposób i nadal patrzył na gryfonkę, która zmieszała się jeszcze bardziej. Co jakiś czas łapała się za kark i trochę poruszała ciałem, jakby chciała utrudnić widok brunetowi.
- No diable chyba naprawde się nudzisz skoro inwestujesz czas w zdrajczynię.- rzucił zajadle, przyjaciel jednak go zignorował.
Profesor Snape otworzył drzwi, a Gryfoni i Ślizgoni zaczęli wchodzić do sali. Paczka blondwłosego weszła do klasy i zajęła swoje miejsce na ostatniej ławce. Profesor podszedł do drzwi z zamiarem zamknięcia klasy, ale wtem wbiegła trójka uczniów.
- Potter! Weasley! Granger! Po minus pięć punktów dla domu. Potter już otwierał usta z zamiarem powiedzenia czegoś, ale Granger nadepnęła mu na nogę. Zmarszczył brwi i zagryzł dolną wargę.- Siadać, bo odejmę wam kolejne punkty!- zagroził. Weasley zrobił niezadowoloną minę i usiadł na pierwszej ławce. Snape kazał i przyrządzić eliksir szczęścia, ten kto wykona go poprawnie miał prawo dostać butelkę, oczywiste było, że nikt z Gryfonów nie zrobi prawidłowo eliksiru, Granger miała szansę, ale tu chodziło o zasady. Draco przyrządzał eliksir w skupieniu. Pansy podawała mu składniki, a Blaise pożerał wzrokiem Weasleyównę, która niemożliwie wierciła się po krześle.
- Weasley!- zawołał Snape, a Ron spiął się myśląc, że mowa o nim.- Masz robaki?- zadrwił, Ron uniósł pytająco brew, ale profesr na niego nie patrzył, jego czarne, przypominające tunele oczy wpatrzone były w Ginny, która spłonęła rumieńcem.- Minus pięć punktów dla Gryfindoru- uśmiechnął się mściwie. Ginny nadal jeszcze czerwona odwróciła się w stronę Blaisa i posłała mu mordercze spojrzenie, on jedynie ironicznie się uśmiechnął i wzrokiem zjechał nieznacznie do jej krótkiej spóniczki. Dziewczyna jeszcze bardziej się zarumieniła i odwróciła. Chłopak zadowolony z swoich efektów spojrzał z ironicznym uśmieszkiem na Dracona. 
- Ciekawie działasz na tą wiewiórkę- zakpił mniej zajadliwym niż zwykle tonem. 
Pod koniec lekcji eliksir był gotowy. Draco dostał obiecany Felix Felicis. Niedługo zbliżał się mecz ślizgonów i gryfonów, takiej okazji nie mógł przeoczyć. Nie poszedł na następną lekcję ponieważ Profesor McGonagall robiła im test sprawdzający wiadomości z poprzednich lekcji, na których sobie odpuścił. Najpierw zajrzał do biblioteki, by przerobić to co miało być na teście. Znalazł odpowiednią książkę i zobaczył to czego się nie spodziewał, jego dziewczyna Astoria Greengrass całowała się z Teodorem Nottem. Odchrząknął znacząco. Para odsunęła się od siebie.
- Nie wiem czy wiecie, ale już dawno po dzwonku.- rzucił nieprzyjemnie. 
- Draco...
- Morda Greengrass
- Przesadzasz Draco, chyba nie jesteś zazdrosny?- powiedział ze ślizgońskim uśmiechem, ręce trzymał w kieszeniach.
- Ja? No coś ty! Nie mam o co- rzucił ironicznie i spojrzał pogardliwie na Astorie, dziewczyne, na której mu naprawde zależało.- Zresztą... Miłej zabawy tym czyś- rzucił krótkie spojrzenie w stronę Astori- Jest całkiem niezła w łóżku- dodał.
Rozwścieczony poszedł do łazienki. 
- Cholera jasna!- warknął i uderzył dłonią w lustro, które pęło. Czerwone kropki pojawiły się na ręce blondwłosego i zrobiły stróżkę krwi, która spadła na podłogę. Arystokrata patrzył na swoje odbicie.- Cholera!- wrzasnął i zaczął walić w drzwi jednej z toaletek. Jego głos brział wściekle i bezradnie.
- Co ty wyprawiasz?- wrzasnął Harry Potter, który właśnie wpadł do łazienki, ale jego zdziwienie zabrzmiało jak gniew.- Opanuj się Malfoy!- krzyknął kiedy młody arystokrata niezareagował. Odciągnął go siłą od drzwi, które demolował.
- Zostaw mnie! Zostaw! Nikt cie tu nie zapraszał! Pieprzony wybraniec! Zaawsze najlepszy! Idz zajmij się swoimi sprawami, a nie takiego śmierciożercy jak ja!- z czasem jego wrzask przekrztałcał się w bezsilny płacz. Trzymali się w objęciach, chyba sami nie do końca zdający sobie sprawę z tego co się dzieje. Znaleźli się na podłodze. Niecodzienny widok kiedy to spotyka się dwóch wrogów przytulonych na podłodze. Dopiero po upływie paru minut do wybrańca i arystokraty dotarło, że się przytulają. Malfoy pośpiesznie wstał otrzepał ubranie i wyszedł. Potter nie czekał długo po nim. Spojrzał w roztrzaskane lustro, był zarumieniony. Co doprowadziło Malfoya do takich uczuć?
Arystokrata do końca dnia siedział w swoim pokoju. Najpierw stracił dziewczyne, a potem płakał na ramieniu Pottera, co za wstyd! 
Przez następne dni nie byli wobec siebie zgryźliwi, mijali się jak powietrze. Draco zawsze podczas obiadu w Wielkiej Sali spoglądał na stół Gryfonów.
- Czego tam szukasz?- spytała cicho Pansy.
- Niczego, wydaje ci się.- zbył ją.
Przez swoje opuszczanie lekcji dostał szlaban u Snape. Siedział na eliksirach w swojej ostatniej ławce. Rysował na pergaminie bliżej nie określone ślaczki. Na lekcje znów spóźnił się Potter. Snape ukarał go szlabanem grożąc, że następnym razem nie wpuści go do klasy i odjął Gryfindorowi trzydzieści punktów. Potter poruszył ustami wymawiając pare brzydkich słów, które słyszał tylko on. Draco uśmiechnął się pod nosem. Dopiero po chwili zrozumiał, że Gryfon ma razem z nim szlaban. 
-Cholera!- mruknął, Blaise posłał mu zdziwone spojrzenie.- Mam szlaban z Potterem- wyjaśnił z kwaśną miną. Jego czarno skóry przyjaciel uśmiechnął się pod nosem i spojrzał na niego rozumiejąc, tym razem Draco zdziwił się.

Może już wtedy wszyscy wokół nas wiedzieli co sie między nami dzieje. Może tylko Baise ma takie bystre oczy. Ja jeszcze nie wiedziałem, nie wiedziałem, że miłość mojego życia to... Ach ta zaraza miłości. To miłość na zabój. Tamte chwile już nigdy nie wrócą.

- Potter! Ty masz ułożyć wszystkie eliksiry alfabetycznie! A ty Draco zajmij się moimi papierami, już wcześniej miałem w nich posprzątać- uśmiechnął się zajadle. Jeśli nie będziecie mieć tak długo szlaban dopóki nie skończycie.
Draco poszedł do papierów pozostawionych na biórku, a Harry do schowka na eliksiry. Pracowali do północy w milczeniu. 
- Skończyłeś już Potter?- zapytał znudzonym tonem Draco.
- Jeszcze nie- Harry wyszedł ze schowka i podrapał się w głowę.- A ty?
- Nie- Harry patrzył na niego wyczekująco myśląc, że może coś doda. Młody ślizgon nie zważał na jego spojrzenie i zeznurzeniem westchnął.
- Wracamy już?- Harry nie wytrzymał.
- No to chodź.
Szli w zupełnym milczeniu co jakiś czas rzucając w swoją stronę spojrzenia. Draco  braku lepszego zajęcia odprowadził Harrego pod portret Grubej Damy. Brunet znów zakłopotany podrapał się w głowę i kiedy Draco odwrócił się i zaczął iść w stronę lochów szepnął:
- Dziękuję, Draco- Na korytarzu panowała cisza, dlatego Malfoy dobrze  usłyszał słowa swojego byłego wroga. Zatrzymał się w półkroku i odpowiedział:
- Proszę, Harry.
Następnego dnia również odbywali szlaban. Draco skończył wcześniej. Zapytał Harrego jak stoi z eliksirami. Potem sobie poszedł zostawiając chłopaka z tym kłopotem samego. Harry dopiero późną nocą wrócił do dorminotrium, ale i tak nie skończył porządków. Dwa dni później kiedy Harry układał eliksiry przyszedł do niego Draco. Zapukał w drzwi. 
- Pomóc ci?- spytał tonem nie znoszącym sprzeciwu. Harry otarł dłonią czoło odsłaniając przy tym swoją bliznę. Pod wpływem wzroku Dracona zasłonił ją grzywką.- Co ty tu robisz? Harry to nie tak się robi! Znasz alfabet? Napoju leczącego z czyraków niestawia się przy eliksirze Bulgeye.
- Alfabet znam, gorzej z nazwami tych wszystkich eliksirów- weschnął, a blondyn się uśmiechnął. Pracowali do północy i skończyli. Brunet stał właśnie plecami do Draco. Schylił się by odłożyć ostatni eliksir. Malfoy przyłapał się na tym, że patrzy chłopakowi na pośladki. Szybko starał się znaleźć coś na czym mógłby zwrócić wzrok. Potter wyglądał pociągająco, przeszło mu przez myśl. Patrzył przez okno, a wtedy Harry dotknął lekko jego ręki. Draco zadrżał Harry chyba to zauważył, bo uśmiechnął się nieśmiało. Miał piękne zielone oczy. A potem nie było już nic oprucz ich ust złączonych w namiętnym zachłannym pocałunku.

Co było potem? Ach była zgoda, wybaczyliśmy sobie wszystkie nasze grzeszki. Potem kazałem mu złożyć przysięgę wieczystą, że nigdy nie zdradzi co się między nami zdarzyło. Przez moment chciałem rzucić na niego Oblivate. Jednak na szczęście się powstrzymałem, a może na nieszczęście? Harry Potter już nigdy więcej nie mógł mnie całować, ani ja jego. Teraz zastanawiam się po cholere to było? Czy jestem obrzydliwy? Czy jestem chory? Tak, jestem chory na miłość, bo dopadła mnie zaraza miłości.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz